Już tylko zostało 55 dni do startu regat Vendee Globe. To idealna pora do podsumowania kilku faktów i moich przemyśleń na temat tegorocznej edycji tej legendarnej imprezy.

Nie można już nowością nazywać wyścigu technologicznego jaki panuje w budowie i usprawnianiu konstrukcji jednostek IMOCA 60. Jednak rozwiązania jakie są efektem wspomnianego technicznego maratonu to naprawdę rewolucyjne i ciekawe rozwiązania. Jednak wszystko na końcu sprowadza się do bezpieczeństwa i zminimalizowania ryzyka jakichkolwiek awarii. W przeciwieństwie do edycji z 2016 roku, już większość stawki ma zaopatrzone swoje jednostki w hydroskrzydła, których technologia cały czas jest udoskonalana pod kątem przede wszystkim wcześniej wspomnianej niezawodności. Dużo starszych jachtów jak np. Initiatives-Coeur, którym dowodzi Sam Davies, czy również dawna „ENERGA” Gutka zostało wyposażonych w tą technologię co powoduje zwiększenie konkurencyjności i zbliżenie do siebie całej stawki. Jednak trzeba pamiętać, że samo wzbogacenie starszych jednostek w „skrzydła” nie jest w stanie zmienić wielu innych areodynamicznych parametrów, które dają olbrzymią przewagę jachtom budowanym w ostatnich latach. A które jachty będą najszybsze? No cóż, wymieniłbym wśród nich m.in. nowego HUGO BOSSA, Charala, APIVIe czy też Linkedouta oraz L’OCCITANE EN PROVENCE zwodowaną na początku tego roku. Uwagę wielu przykuwa startujący po raz kolejny jacht Merci (dawniej FaceOcean) kierowany przez Sebastien’a Destremau, który nie jest wyposażony w większości nowinek technicznych i ma na celu bezawaryjne przepłynięcie trasy regat przepuszczając przodem nowoczesne bolidy i próbując odwołać się do tradycyjnego modelu ścigania.

Kolejnym ciekawym aspektem jest zgłoszenie i zarejestrowanie się aż trzydziestu trzech uczestników i uczestniczek (poprzednia edycja dwadzieścia dziewięć uczestników). Uważam, że w tym roku walka o podium będzie wyjątkowo zacięta, i jeśli wszystkie jachty wytrzymają to górna część stawki będzie wyjątkowo wyrównana. Wśród faworytów możemy wymieniać takich żeglarzy jak:  Jérémiego Beyou, Charliego Dalin, Boris Herrmann, a także Alexa Thomson i Jean’a Le Cam’a. Warto przypomnieć, że Alex Thomson, który podczas drugich najważniejszych regat w klasie IMOCA – Transat Jacques Vabre w 2019 roku, płynąc wspólnie z Neal’em McDonaldem musiał się wycofać po awarii mocowania kilu na swojej nowej łódce. Spowodowało to dużą przerwę w testach i przygotowaniach Brytyjczyka do VG2020, więc nie mamy za wiele danych o aktualnej formie ekipy. Pewne jest jednak to, że jacht ma potencjał na ścisłą czołówkę. Co do reszty wymienionych przeze mnie kandydatów o miejsca na podium to trzeba przytoczyć postać, Jérémiego Beyou żeglującego na jachcie „Charal”, który wygrał tegoroczny wyścig kwalifikacyjny Vendee-Arctique. Niezłą łódką dysponuje także Kojiro Shiraishi (2 miejsce w Velux 5 Oceans 2006), jednak w przeciwieństwie do czołowych zawodników, brakuje mu jeszcze doświadczenia w rywalizacji na nowych jachtach klasy IMOCA 60.

Wielu zastanawia się, czy w tym roku padnie kolejny rekord trasy, oczywiście nie znamy na to odpowiedzi bo na końcu i tak wszystko sprowadza się do warunków atmosferycznych i umiejętności zaadaptowania się do nich skipperów, jednak w mojej opinii potencjał ośmiu jednostek nowej generacji, a także żeglarzy i żeglarek na nich płynących jest na tyle duży, że możemy przypuszczać, że najlepszy czas wokółziemskiego kółka na jednokadłubowcu ustalony przez Armel’a Le Cleac’a może zostać poprawiony. Czy i jeśli tak to komu się to uda? Przekonamy się już za kilka miesięcy.

Vendee Globe zawsze jest dla mnie wyścigiem wyjątkowym. Uwielbiam rywalizację tych żeglarzy i żeglarek, ale uwielbiam te regaty z powodu na postęp techniczny jaki prezentują. Są zawsze wyznacznikiem wielu nowości w świecie wielkiego żeglarstwa i wielkich wyścigów. Emocji w tym roku, na pewno nie zabraknie, więc jest także komu kibicować.

Start zawodów planowany jest na 8 listopada o godzinie 13:02. Będzie to 9 edycja tych regat i weźmie udział 33 sportowców.